Strona Główna | warsztaty | artykuły | galeria | linki | cennik | kontakt

  Terapia

- O mnie

- Komu pomagam

- Pomoc psychologiczna

- Zen Coaching

- Coaching a psychoterapia

- Racjonalna Terapia Zachowań

- Sekrety życia

- Opinie o mnie

  Psychologia

- Psychologia humanistyczna

- Carl Rogers

- Abraham Maslow

- Fritz Perls

- Osobowość

- Stres

- Okres dojrzewania

- Terapeutyczne wiersze

 
 

przemoc w domu

 
   



Serce pęka bez siniaków




Anna i Aldona są tuż po czterdziestce. Jedna jest finansistką, druga nauczycielem.
Maria zajmuje się własną działalnością gospodarczą, ma pięćdziesiąt dwa lata.
O siedem lat starsza jest Grażyna. Pracuje jako informatyk. Co je łączy?
Wszystkie są kobietami po przejściach i miały odwagę opowiedzieć o swoich trudnych doświadczeniach.
Należą do grupy wsparcia dla kobiet dotkniętych przemocą w rodzinie.
Psychologiem prowadzącym jest Elżbieta Dybińska.




  
 

 
Na początku była miłość
Anna: - Wyszłam za mąż w wieku 19 lat. To była wielka miłość. Efekt był taki, że przymykałam oko na różne rzeczy.
Grażyna: - Patrzymy sobie w oczy, działa zauroczenie, akceptujemy wszystkie działania i słowa partnera.
Aldona: - Byłam zakochana w jego spokoju. Nigdy do głowy mi nie przyszło, że zrobi mi tyle krzywdy. Przez lata chroniłam męża.
Maria: - Długo nie dostrzegałam problemu, zaprzeczałam, nie chciałam go widzieć.

Pierwsza rysa
Anna: - Konflikty zdarzają się wszędzie. Ale kiedy mówisz do partnera: słuchaj musimy porozmawiać, a on odpowiada, że nie ma o czym albo że się czepiasz to znaczy, że coś jest nie tak. Najpierw z tym walczyłam, potem zobojętniałam. W końcu nastąpił cios w moją godność. Słyszałam, że jestem nic nie warta. Nie zareagowałam. Bagatelizowałam problem aż doszło do rękoczynów.
Aldona: - Było fajnie, dopóki nie pojawiło się dziecko i poważne obowiązki. Wtedy zaczynał uciekać z domu, zmniejszał budżet dla rodziny na rzecz swoich przyjemności. Kiedy mężczyzna zaczyna szukać rozrywek, żeby tylko nie być z rodziną, wtedy zaczyna się naprawdę źle dziać.
Maria: - Można powiedzieć, że zostaje przerwana niewidzialna nić. Zauważamy to dopiero, gdy jest już za późno.

Piekło na co dzień, teatr od święta
Aldona: - Kiedy próbowałam zwracać uwagę, mówił: masz karę. W moim przypadku były to kary pieniężne, ale też i inne. Obrażał się na mnie i tygodniami nie rozmawiał. Po jakimś czasie, nie wiadomo dlaczego, zaczynał się robić miły. Coś kupił, zajął się dziećmi, był serdeczny, ciepły. Wtedy pojawiała się nadzieja: może coś do niego dotarło. Aż w jednym momencie ten miły znikał i znów były krzyki i wyzwiska. Trwałam w nadziei, że coś się odmieni. Jak będę miła i posłuszna to będzie lepiej, może rzeczywiście coś źle robię? – myślałam. Nie było lepiej.
Czasy „dobroci” były coraz krótsze. A ja nadal odgrywałam przed znajomymi teatrzyk – uśmiech numer pięć, a w domu za zamkniętymi drzwiami słyszałam: „ty jędzo, wstyd się z tobą pokazać, jesteś głupia, ty inwalidko społeczna”.

Anna: - Dla dobra rodziny siadałam do stołu, bo była niedziela, bo przychodzili teściowie czy rodzice. I było wszystko pięknie, o problemach nie rozmawialiśmy. Bo po co ma ktoś wiedzieć o naszych brudach rodzinnych – myślałam. U mnie był dom otwarty, zawsze dużo znajomych, bez przerwy coś się działo. I było nie do pomyślenia, żeby ktoś mógł zobaczyć, że coś się dzieje źle w mojej rodzinie. Sama też tego teatru nie dostrzegałam. Córka niedawno powiedziała mi: „mamo, miałam wtedy siedem lat, pamiętam, jak zapinałaś mój różowy płaszczyk i mówiłam ci, że tata jest nie do wytrzymania i musisz coś z tym zrobić. A ty powiedziałaś mi wtedy: kochanie, zdawało ci się, tatuś nas kocha, wszystko jest w porządku”.
Grażyna: - Na zewnątrz miły sympatyczny, dobry wujek, dobry sąsiad, daje dzieciom cukierki, cytuje poezję, jest szarmancki w stosunku do kobiet. A w domu robi piekło.

Otoczenie nie pomoże
Maria: - Nikt mi nie wierzył, że nie dostaję pieniędzy, że muszę pracować na dwa etaty, żeby dzieci miały w co się ubrać. Wszyscy mówili: jak ci dobrze, masz takiego męża, on ma firmę. Wszyscy go wychwalali, więc sama zaczynałam się zastanawiać, czego się czepiam.
Anna: - Byłam główną księgową w dużej spółce, radziłam sobie świetnie – podpisywanie kontraktów, księgowanie dużych płatności, to były trudne rzeczy, które wymagały i wiedzy, i odpowiedzialności. Jak teraz pomyślę, że radziłam sobie z takimi trudnymi sprawami, a nie poradziłam sobie z powiedzeniem mężowi: stop, nie traktuj mnie tak, to aż nie mogę uwierzyć. Słyszałam od ludzi: „masz świetną pracę, masz fajne pieniądze, udaną rodzinę, świetne małżeństwo, o co ci chodzi?”.
Aldona: - Mąż dobrze zarabiał, a ludzie nie wierzyli, że czasami nie miałam pieniędzy na chleb. Chodził w superciuchach, wyjeżdżał każdego miesiąca na zagraniczny wyjazd. Chwilami pod wpływem otoczenia wydawało mi się, że coś z moją psychiką jest nie tak, że jestem wariatką, skoro wszyscy mówią mi, że mam świetnego męża.
Grażyna: - Wmawiano mi, że musi bić, musi pić, musi obrażać, bo tacy są mężczyźni, „noś swój krzyż”. To wszystko sprawia, że czujemy przyzwolenie społeczeństwa na przemoc.

Dlaczego tak długo?
Maria: - Moje dzieci mówiły mi: tata pije. Co ty za bzdury opowiadasz? – tłumaczyłam. – Wypił sobie jak normalny chłop. Przecież to żaden alkoholizm… Nie umiałam stanąć twarzą w twarz z problemem. Bałam się. Może gdybym miała wtedy większą wiedzę, byłoby łatwiej. Nikt mi nie powiedział: zareaguj, powiedz stop… Mam żal do siebie, że pozwoliłam dzieciom żyć w takich warunkach przez tyle lat. Naprawdę nie wiedziałam, gdzie mam się zwrócić o pomoc. Zdawało mi się, że sobie nie dam rady, nie potrafiłam odejść, wyprowadzić się. Miałam też cel: wykształcić dzieci. Uważałam, że jeśli podejmę jakieś ruchy ze swoim życiem, to nie starczy mi pieniędzy dla dzieci. Gdyby 15 lat temu ktoś mi powiedział, gdzie mogę szukać pomocy, że jest taka grupa wsparcia dla kobiet, że mogę działać inaczej… Ja nawet nie walczyłam o alimenty...
Anna: - Co cztery-pięć lat zmieniałam pracę, zawsze na lepszą, zawsze wyższe kompetencje, zawsze dodatkowe studia, rozwój. Spełnienie w pracy i akceptacja ze strony przełożonych i klientów dawały mi poczucie, że jestem kimś ważnym. Wmówiłam sobie, że reszta jest nieistotna. Chociaż po powrocie do domu stawałam się wrakiem człowieka. Jakoś to życie przemykało. A dziś moja córka mówi, że nie pamięta, jak ze mną chodziła na spacery. Pamięta krzyki ojca.
Grażyna: - Może to śmieszne, ale paraliżował mnie lęk, że jeżeli się z nim rozejdę, to on sobie założy nową rodzinę. A moje dzieci? Co z nimi będzie, gdyby coś się ze mną stało? Bałam się, że zostaną zabrane do domu dziecka. Straciłam ten czas właśnie z lęku. Nie zrobiłam tego, co mi podpowiadało serce. Z lęku, że jestem samotna, że nie mam nikogo, kto w razie mojej biedy, by się tymi dziećmi zajął. Jednak dałam radę, pracowałam na wszystko sama. Tej biedy nie było, ale strach ma wielkie oczy.
Aldona: - Byłam tak zastraszona i zmanipulowana, że bałam się cokolwiek zrobić. Dwa lata upłynęły, zanim zdecydowałam się wnieść o alimenty. Tylko dlatego, że bałam się jego reakcji. W tej chwili wiem, że nie mogę siedzieć w domu, zamknąć się, płakać i czekać, aż przyjdzie cud i nagle mój mąż się zmieni. On się nie zmieni. Szukam pomocy, bo ja z moimi dziećmi jesteśmy ważni. Nikogo nie zmienimy, ale możemy zmienić siebie i swoje życie.

Granica wytrzymałości
Grażyna: - Trudno pogodzić się, że priorytetem dla męża nie jest rodzina, praca i pieniądze, które zarabia dla rodziny. On żył dla siebie i dla własnych przyjemności. Do tego dochodziła manipulacja. Kiedy coś nie układało się po jego myśli, był napięty, potem nagle agresywny, a po krótkim czasie potrafił powiedzieć, że jestem jego jedyną miłością. Mówił: kochanie, gdybyś tak nie krzyczała, to bym cię nie uderzył. I tak wbijał mnie w poczucie winy. Potem miałam połamane żebra.
Anna: - Moja córka powiedziała pewnego dnia: mamo, jak ty czegoś z tym nie zrobisz, to ja się wyprowadzę z domu, ucieknę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz, bo ja tak żyć nie będę. To dopiero mnie otrzeźwiło. Następnego dnia powiedziałam jej, że biorę rozwód.
Aldona: - Wydawało mi się, że nie byłam ofiarą silnej przemocy fizycznej. Byłam raz duszona, raz dostałam pięścią w głowę, byłam szturchana, popychana… Może dla kogoś, kto to przeczyta, to i tak będzie straszne. Dla utrzymania rodziny udawałam, że nic się nie stało. Nie miałam nawet siniaków. Z czym miałam pójść na policję? Krzyczał, ze mnie zabije. Zabijał psychicznie. To siedziało we mnie i nie miałam jak tego pokazać. Któregoś razu, po którejś kłótni z mężem, znalazłam napisaną przez syna klepsydrę. Miał wtedy jedenaście lat. Pisał, że nie chce mu się żyć, że znowu była awantura, że do niczego się nie nadaje. Czułam, że muszę działać i choć nie wiedziałam, co mogę robić. Dużo podpowiedziała mi pani prawnik, do której trafiłam przez przypadek. Podkreślała: niech pani ratuje dzieci.
Maria: - Długo nie wiedziałam, o co chodzi, kiedy dzieci się skarżyły. Kiedyś wróciłam wcześniej i zobaczyłam go w akcji…, zobaczyłam, jak je potrafił gnoić.

Tutaj nam wierzą
Aldona: - Grupy wsparcia szukałam od paru lat. Kiedy zadzwoniła do mnie Ela z informacją, że powstaje taka grupa, to jakby pojawił się dobry anioł. Bo ja tego strasznie potrzebowałam. Najważniejsze, że tutaj mi wierzą… Już nie czuję się taka strasznie sama.
Anna: - Mimo że minęło 7 lat od rozwodu, to gdzieś zostały w głowie różne niezałatwione rzeczy. Przyprowadziła mnie tu przyjaciółka. Byłam nastawiona sceptycznie, zastanawiałam się, co ja tu robię, czy powinnam coś mówić, czy powinnam w ogóle słuchać. Po godzinie się włączyłam i… zostałam. Z dobrym skutkiem, bo bardzo dużo zmieniło się, odkąd przychodzę do grupy. Zamykam poszczególne obszary z przeszłości. Potrafię inaczej, racjonalnie funkcjonować.
Grażyna: - Jestem przeszczęśliwa, że tu jest znakomity psycholog. Mamy zapewnioną anonimowość, jesteśmy wysłuchane i zrozumiane, bez krytyki i oceny. Czujemy się tu bezpiecznie. Tu jest tyle kobiet z podobnymi doświadczeniami, po przejściach. Wymieniamy się spostrzeżeniami i tym jak poradziłyśmy sobie w podobnych sytuacjach. Mówimy sobie gdzie, do jakich służb i instytucji udać się po pomoc. Wspieramy się swoją obecnością w trudnych chwilach. Czasami chodzimy razem załatwiać sprawy, np. po poradę do prawnika.

Im szybciej tym lepiej
Anna: - Są takie rzeczy, które od razu powinny dać do myślenia, chociaż mnie nie dały. Na pewno jeżeli mąż uderzy cię, a ty nie zareagujesz, będą kolejne razy i wtedy to się stanie normą, której ty nawet nie zauważysz. Kiedyś mnie mąż pobił, potem udowodnił, że nic się nie stało. Stało się, chociaż nie było siniaków. Pękło mi serce.
Aldona: - Kiedy czujemy się samotne w związku, opuszczone, bez poczucia bezpieczeństwa, to znak, że jest źle. Zaczyna się samotność we dwoje. Potem płaczemy po kątach, zdane tylko na siebie. Odczuwamy paraliżujący lęk.
Grażyna: - Im wcześniej tym lepiej. Ratuj się, szukaj pomocy psychologa, prawnika. Czekanie nic nie da. Krzywdzimy tylko siebie i dzieci. Nam się może wydaje, że dzieci w tym czasie śpią, a one słyszą i czują. Często obwiniają się za całą sytuację. Później to się odbija w ich życiu dorosłym. Mój syn zaczął brać narkotyki.
Maria: - Troską o dobro dzieci i o finanse usprawiedliwiamy swój brak działania. Zapominamy o tym, że obarczamy je ciężarem, z którym same sobie nie radzimy. Mój syn powiedział mi: mamo, pozwoliłaś, żeby ojciec przez tyle lat się nad nami znęcał. Byłaś dorosła, powinnaś była wiedzieć, co robić. Ma do mnie żal.

Krzysztof Bońkowski


***

Elżbieta Dybińska, psycholog:
- Istnieje jeszcze przekonanie, że grupa wsparcia dla kobiet doświadczających przemocy to miejsce dla niewykształconych, niezaradnych i zaniedbanych kobiet. Jest to fałszywe przekonanie, bo przemoc może dotyczyć każdego człowieka, również kobiet wykształconych i zaradnych. Kobiety mówią często, że nikt ich nie rozumie i nie słyszy. Tak jest faktycznie, bo trudne jest do zrozumienia to, że np. kobieta, która zajmuje świetne stanowisko, jest pięknie ubrana i uśmiechnięta, nie radzi sobie w kontaktach z mężem. Ma w domu takie sytuacje, o których wstydzi się mówić. Jej mąż często przy ludziach mówi: kochanie, czego sobie życzysz, podsuwa jej krzesło, aby usiadła, otwiera drzwi od samochodu, całuje ją w rękę. Ona kocha tego, z którym jest wśród ludzi. Gdy są w domu, on jest niezadowolony, a ona ciągle modyfikuje swoje zachowania, aby poprawić jego nastrój i w ten sposób uzależnia się od niego zapominając o sobie. Ma poczucie, że żyje z własnym wrogiem pod jednym dachem i nic nie robi. Trzymają ją przy nim przekonania, odpowiedzialność za dzieci, nadzieja, presja opinii społecznej, strach że sama sobie nie poradzi, lęk przed przyszłością. Jeśli jest w domu problem, to należy przestać udawać, ukrywać, unikać, czaić się i zaprzeczać. Trzeba małymi kroczkami zacząć działać, szukać pomocy poza domem. Pamiętajmy też o dzieciach, które stają się współuzależnione i w dorosłym życiu cierpią.
Nie zapominajmy również, że ofiarami mogą być mężczyźni – tak się dzieje w ok. 30 proc. przypadków przemocy domowej.

***

Grupa wsparcia dla kobiet doznających przemocy psychicznej, ekonomicznej, fizycznej i seksualnej, prowadzona jest w ramach programu pomocy psychologicznej dla kobiet, który finansowany jest ze środków gminy Grodzisk Mazowiecki. Warunkiem przyjęcia do grupy jest rozmowa wstępna z psychologiem prowadzącym. Więcej informacji: Ośrodek Pomocy Społecznej ul. 11 Listopada 33, Iwona Chorek i Renata Dziełak pok. nr 8. Informacje i zapisy pod nr. tel. 22 755 58 69 wew. 23 lub 606 810 636.

Reportaż ukazał się w na łamach Grodziskiego Pisma-Społeczno Kulturalnego „Bogoria” nr 233, listopad 2013, str. 14-15